Moje zaburzenia odżywiania – krótko o celach. Część 1.

Ktoś z boku by powiedział, że u mnie wszystko idealnie. Praca dobra, niezależna, szczupła i wysportowana itp itd. Ale czai się ten potwór, którego nawet nie potrafię nazwać. Nie jest to anoreksja, ni to bulimia – chociaż pod bulimię sportową pewne aspekty możnaby podciągnąć.

Jeżeli ktoś to czyta to przynajmniej będzie wiedzieć, że nie wszystko jest zawsze kolorowe w życiu innych nawet jeżeli z pozoru tak się wydaje. Jak to się mówi – każdy dźwiga swój krzyż. Ale ja mam trochę inne podejście do takich spraw niż większość ludzi. Nie będę używać wymówek: ‘takie jest życie’, ‘nie można mieć wszystkiego’ i tego typu wymówki, które są dla nas pretekstami by tkwić w tym co nam przeszkadza, ale jednocześnie nie chcemy podjąć żadnej akcji z takich czy innych względów. Owszem, każdy dźwiga swój krzyż. I chyba o to w życiu chodzi, żeby przeciwstawiać się przeciwnościom, żeby iść do przodu i się rozwijać i uczyć o sobie. Jak byśmy się rozwijali jeżeli wszystko podane byłoby jak na tacy? Jaką satysfakcję mielibyśmy z życia gdybyśmy nie doznawali jakichś rozczarowań? Nudno by było. Nie docenialibyśmy tych pozytywnych chwil gdyby nie te negatywne. Po tygodniu ulew, kawa w parku w słoneczny dzień wydaje się być idyllą.

Nic nie jest idealne – i bardzo dobrze!

Kiedyś usłyszałam podobną historię – nie pamiętam źródła, ani autora… Mężczyzna uwielbiający grać w kasynie któregoś dnia wpada pod samochód. Śmierć na miejscu. ‘Po drugiej stronie’ jego dusza wędruje do najlepszego, najwsanialszego kasyna jakie widział. Zaczyna grać. Wygrywa. Wygrywa raz za razem! We wszystko. Mężczyzna jest w niebowzięty. Ruletka, karty, maszyny. Kasa się sypie. Na początku było wspaniale jednak z czasem wygrywanie stało się nudne. Zawsze ten sam efekt – wygrana. Wieczność w kasynie bez możliwości przegranej. Mężczyzna zwraca się do ‘szefa’ kasyna z zapytaniem. “To jest strasznie nudne, nie mogę przegrać, nie mam żadnej satysfakcji z wygranej. To ma być niebo?” Na co usłyszał odpowiedź: “A kto Ci powiedział, że jesteś w niebie…?”

Czasami z pozoru coś co wydaje nam się przeciwnościami w rzeczywistości jest błogosławieństwem. To te przegrane pozwalają nam cieszyć się z wygranych. Gdy mamy problem to fakt jego rozwiązania daje nam siłę, satysfakcję i motor do działania. Po drodze się uczymy, rozwijamy, nabywamy nowych perspektyw i doświadczeń. I na tym moim zdaniem polega życie. Ja mam marzenia na temat tego jak moje życie będzie wyglądać. I dążę do tego systematycznie. Ale gdyby było mi to dane od początku jaką bym miała satysfakcje z osiągnięcia każdego małego celu? Patrzę wstecz i widzę co do tej pory zrobiłam i cieszy mnie to – nawet jeżeli momentami było trudno. Bo teraz jestem tutaj. Daleka droga przede mną, ale na pewno ekscytująca. I jak dotrę do celu, który sobie postawiłam to ustanowię nowe cele. Bo życie nie polega na tym żeby usiąść na tyłku i powiedzieć ‘no! to teraz mogę już nic nie robić.’ Jak nie ma celu to nie ma motoru do działania ani motywacji. Cele nie muszą być wielkie, ale ważne żeby były – bo to osiąganie ich da nam radość i satysfakcje. A od nas zależy jakie cele sobie postawimy. Może zasadzenie własnych warzyw w ogrodzie żeby poczęstować rodzinę, a może kupno domu na wyspach kanaryjskich – nie ma to znaczenia.

Mam cele. Moje zaburzenia odżywania kiedyś staną się przeszłością. Będę całkowicie niezależna finansowo i będę podróżować i mieszkać w wielu nowych miejscach – gdzie fantazja mnie zabierze. To nie są moje marzenia, to są moje plany.

Leave a comment