Breaking veganism czyli próba powrotu do zdrowia psychicznego.

Sobota rano. Siedzę na łóżku. Wczoraj miałam kolejny ‘binge’ epizod. Zjadłam pyszną kolację a potem zajadałam orzechy aż paczka nie pękła. Pewnie z 3 tysiące kalorii na kolację poszło. Teraz siedzę z wciąż pełnym brzuchem i czuje się obrzydliwie. Pójdę biegać i ćwiczyć, bo to zazwyczaj pomaga.

Często się najadam na kolację. Ale to zdrowe jedzenie więc wporządku…. Potem jestem cała pełna i dzień dla mnie jest skończony, bo z tak pełnym brzuchem już nic nie można i nie chce się zrobić.

Pamiętam czasy kiedy mogłam zjeść posiłek o ‘normalnych’ rozmiarach i byłam usatysfakcjonowana. Mój organizm nie wołał ciągle o jedzenie. To było zanim przeszłam na weganizm. Ponad 4.5 lata temu…

Na weganizm przeszłam będąc wegetarianką przez około rok, już wtedy jedząc zdrowo. I już wtedy miałam problemy z zaburzeniami odżywiania. Odkryłam weganizm, bo usłyszalam, że możesz jeść i jeść i nie przytyć – a wtedy byłam głodna wciąż się ograniczając. Weganizm był sposobem na zaadresowanie problemu…czy może sposobem na jeszcze większe restrykcje pod przykrywką najlepszej możliwej dla ciała diety. Na weganizm przeszłam myśląc o sobie, ale pozostałam na nim, bo myślałam już w kategoriach zwierząt, środowiska itd.

Jest to wspaniała dieta dla ciała i nie tylko, ale nie wiem czy dobra dla głowy osoby, która przeszła na wegaznim mając problem z jedzeniem…

Ktoś mi powie, że źle podeszłam do diety czy coś…ale prawda jest taka, że przeszłam przez wiele faz weganizmu. Na początku 6 miesięcy raw – high carb, low fat, potem dorzuciłam gotowane wholefoods. Potem normalna dieta z dużą ilością surowych warzyw i owoców. Jadałam z restauracjach od czasu do czasu. Od czasu do czasu pozwalałam sobie na wegańskie ciasta, lody itp itd. Przez pierwsze 2 lata przytyłam chyba z 10 kg – nie dlatego, że nie jadłam zdrowo – wręcz przeciwnie. Jadlam bardzo zdrowo, ale dużo. Odzyskałam uprzednio utracony okres. Jadłam dużo w porównaniu czasu z przed weganizmu. Ale nigdy nie byłam usatysfakcjonowana. I to się nigdy nie zmieniło.

Sporo czasu mi zajęło żeby zrzucić te kilogramy. Okresu nie mam znowu od listopada 2017. Zaburzenia odżywiania zajmują moją głowę. Coraz bardziej nieznośne staje się pełny brzuch po kolacji. Wręcz mam dość.

Pamiętam kiedyś jak zjadłam posiłek o normalnych rozmiarach i już. Bez poczucia pełności, wzdęć (moja zmora), człowiek po prostu zajmował się sobą. Bez poczucia winy.

Mentalne zawirowania osoby, która ma podobne problemy są dosyć zawiłe. Ciężko wytłumaczyć. Jedzenie i sport stają się najważniejsze. Jedzenie, bo ciągle jestem głodna i potem sport, bo ciągle się najadam i muszę spalić nadwyżkę kalorii – bo kiedy się je i je i nie można poczuć satysfakcji to często je się wiecej niż trzeba. Potem czuję się źle fizycznie – pełna i wzdęta. A kiedy się człowiek tak czuje nie ma ochoty na spotykanie się z ludźmi…

I właśnie z tego powodu sabotowałam swój związek aż w końcu zerwałam ze swoim tinder manem 3 tygodnie temu.

I w ten sposób doszłam do momentu, kiedy myślę sobie – jeżeli te pieprzone jajka czy ryba mają mi pomóc w odzyskaniu kontrolii nad swoim życiem to to zrobię.

Będę płakać albo śmiać się jedząc je – nie wiem. Ale spróbuję. W ten weekend. Być może na mój brunch. Pojadę do sklepu ze zdrową żywnością i kupię jajka z lokalnej farmy. Taki mam plan. Najpierw jednak trening żeby pozbyć się tego okropnego poczucia ciężkości i obrzydliwości…

Potem opiszę swoje doświadczenie.

Nie twierdzę, że do veganizmu nie wrócę. Dalej uważam, że to dobra dieta i znam ludzi, którzy są zdrowi i silni. Najpierw jednak czuję, że muszę się zająć swoim zdrowiem psychicznym. Koniec i kropka.

 

 

 

Leave a comment